piątek, 13 grudnia 2013

3. Imagin o Louis'ie

  Wierciłaś się z boku na bok, kładąc na głowę poduszkę, aby choć trochę zagłuszyć muzykę z mieszkania obok. Niestety, efekty były marne. Nadal słyszałaś wszystko aż za dobrze i, co za tym idzie, nie mogłaś zasnąć.
W weekend ani trochę by Ci to nie przeszkadzało, pewnie nawet nie było by Cię wtedy w domu. Wiadomo, kiedy jest się młodym chce się zaszaleć, w innych okolicznościach pewnie nawet postarałabyś się wprosić, ale nie dzisiaj.
Jest środek tygodnia, jutro, a właściwie to już dzisiaj, musisz wstać z samego rana do pracy, jak większość normalnych ludzi. Niestety, najwidoczniej nie każdy ma taki obowiązek, bo Twój nowy sąsiad opija nowe mieszkanie w środku tygodnia i cholernie przy tym hałasuje.
Wiedziałaś, że już nie zaśniesz, bo to nie ma sensu. Krótka drzemka będzie gorsza niż nie przespanie całej nocy.
Nie miałaś jeszcze okazji poznać nowego sąsiada, ale stwierdziłaś, że za chwilę się to zmieni.
Wkurzona wstałaś z łóżka, założyłaś na siebie bluzę i udałaś się do mieszkania obok, aby opieprzyć sąsiada.
Kiedy tylko wyszłaś z mieszkania zauważyłaś, że nie tylko Tobie przeszkadzał ten hałas. Przed drzwiami sąsiada stało już trochę pozostałych mieszkańców. Najwidoczniej dobijali się do niego od dłuższego czasu, ale on im nie otwierał.
Dobrze wiedziałaś, że sama tak łatwo nie odpuścisz, ale nie masz zamiaru po prostu tam stać jak głupia.
Zaczęłaś dzwonić i walić do drzwi.
-To jest bez sensu, proszę nam wierzyć. Stoimy tu już dłuższy czas i jeszcze ani razu nie otworzył drzwi. - zwróciła się do Ciebie jedna z sąsiadek.
-To tym razem otworzy, bo ja nie mam zamiaru ustąpić.
Jak powiedziałaś, tak się stało. Po dłuższej chwili w końcu otworzył. Rozpoznałaś w nim jednego z członków zespołu One Direction. Wkurzyło Cię to jeszcze bardziej, bo uznałaś, że skoro jest sławny, to uważa, że wszystko mu wolno. A tak nie jest.
Widać było, że jest pod wpływem. Chyba zaskoczył go Twój wiek, najwidoczniej spodziewał się starszej pani w różowym szlafroczku. Nie czekałaś na jego reakcję, tylko od razu przeszłaś do sedna.
-Czy Ty do cholery nie wiesz jaki jest dzień tygodnia ani która godzina!? Niektórzy wstają rano do pracy i na prawdę chcieliby się wyspać. To, że Ty najwidoczniej nie masz żadnych obowiązków i masz wyjebane na wszystko nie oznacza, że inni żyją tak samo! Daj znać jak sam będziesz musiał gdzieś wcześnie wstać to zacznę czymś napierdalać do bladego świtu i zobaczymy czy dasz radę zasnąć i na drugi dzień będziesz na siłach!
-Nie łatwiej po prostu było zadzwonić na policję? - powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Nie mam zamiaru się bawić z dzwonieniem na policję. Wiem, że i tak nic by to nie dało, tak samo jak pewnie moja gadka, ale wolę powiedzieć Ci prosto w twarz co myślę na Twój temat niż obrabiać Ci dupę. Pewnie masz się za wielką gwiazdę i uważasz, że żadne zasady i prawo Cię nie obowiązują. Żyj sobie dalej w takim przekonaniu, ale najlepiej jak najdalej stąd.
Nie dałaś mu szansy zabłysnąć jakąś ciętą ripostą i ruszyłaś w stronę mieszkania. Sąsiedzi stali osłupiali patrząc to na Ciebie, to na niego. A Ty jak gdyby nigdy nic weszłaś do siebie i trzasnęłaś drzwiami.
Po chwili muzyka ucichła i ludzie zaczęli opuszczać mieszkanie gwiazdora. Byłaś z siebie zadowolona, pomimo, że teraz to i tak nie miało sensu. Przez całą resztę nocy oglądałaś telewizję, bo z powodu nerwów i wcześniejszych hałasów nie mogłaś zasnąć.
W pracy pomimo nieprzespanej nocy byłaś jak zawsze ogarnięta. Pracując poczułaś się lepiej. Miałaś mały salonik fryzjerski i rozmowa z klientami bardzo Ci pomagała. Cieszyłaś się z tego jak pracujesz, bo potrafisz bardzo łatwo nawiązać kontakt z innymi ludźmi.
Zadowolona wróciłaś do domu. Ledwo weszłaś do mieszkania, a już usłyszałaś dzwonek do drzwi. Wróciłaś się, aby otworzyć. Byłaś zaskoczona, kiedy zauważyłaś, że w Twoich drzwiach stoi przyczyna Twojego zakłóconego "snu".
-Słucham? - zapytałaś marszcząc czoło.
-Przyszedłem Cię przeprosić... - odpowiedział zakłopotany, przejeżdżając dłonią po tyle głowy.
-Za co?
-Za tą imprezę. Nie pomyślałem, że to może komuś przeszkadzać.
-To, że nie myślałeś zauważyłam nie tylko ja.
-Tak wiem, biegałem dzisiaj od drzwi do drzwi i wszystkich przepraszałem...
-Gdybyś przeniósł imprezę na weekend nie było by problemu.
-Zapamiętam na przyszłość. - odpowiedział z uśmiechem i wyciągnął do Ciebie zza pleców bukiet czerwonych róż - A to tak na przeprosiny.
-Nie musiałeś, ale dziękuję.
-Nie chcę żeby wszyscy od razu ocenili mnie tu źle, więc może zapomnimy o tamtym małym wybryku? A tak w ogóle to jestem Louis. - powiedział i wyciągnął do Ciebie dłoń.
-A ja [T.I.]. - odpowiedziałaś i uścisnęłaś dłoń. - Może wejdziesz?
-Nie, dzięki. Ja już będę leciał. Może innym razem.
-Jasne, ok.
-To... Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Tak zakończyła się Wasza rozmowa. Nie wpadaliście na siebie za często. Za to pewnego wieczoru spotkaliście się w klubie.
Tego dnia ubrałaś się w to. Siedziałaś przy barze, kiedy podszedł do Ciebie Louis.
-Ty tutaj? -  zapytał zaskoczony.
-Tak, a co w tym dziwnego? Myślałeś, że jestem "sztywna", bo się na Ciebie wtedy wydarłam?
-Mniej więcej...
-Hahaha... No to się myliłeś.
-A skąd mam wiedzieć, że nie jesteś tu na siłę? - powiedział podejrzliwie się na Ciebie patrząc.
-Bo jestem tu praktycznie co tydzień, no chyba, że pójdę do innego klubu.
-Sama?
-Nie, jestem z... - w tym momencie poczułaś wibrację telefonu, okazało się, że to wiadomość od Twojej przyjaciółki. Cała Twoja paczka zmyła się do domu, nawet wcześniej o tym nie wspominając. - Cóż... Wychodzi na to, że jednak jestem sama.
-No to już nie jesteś. Chodź, przedstawię Cię reszcie.
Razem z Louis'em podeszłaś do stolika, przy którym siedzieli jego znajomi. Kojarzyłaś twarze z 1D, ale nie wiedziałaś jak się nazywają. Wzrok wszystkich znalazł się na Tobie, a już po chwili odezwał się Louis.
-To jest moja droga sąsiadka, nazywa się [T.I.]. A to jest Niall, Liam , Danielle , Harry , Zayn i Perrie. - powiedział i po kolei wskazał na każdego gestem dłoni.
-Hej. - przywitali się, a Ty odpowiedziałaś tym samym i już po chwili zajęłaś miejsce wśród dziewczyn.
Liam, i Zayn po chwili zabrali dziewczyny na parkiet, a Harry podrywał jakąś dziewczynę przy barze. Przy stoliku zostałaś tylko Ty , Tom i Niall który nie zwracał na was uwagi bo żarł żeberka.
-Masz zamiar tak siedzieć? - zapytał Louis.
-Wolałabym nie. - odpowiedziałaś.
-No to nie będziesz, idziesz ze mną. - uśmiechnął się i wyciągnął Cię na parkiet.
Całą resztę wieczoru głównie spędziłaś z Louis'em. Polubiłaś go, tak samo jak jego przyjaciół.
Wracaliście do domu wszyscy razem. Ty z Louis em mieliście już skręcać w stronę swojej ulicy, kiedy odezwał się Harry.
-A dlaczego Wy idziecie razem? Chcecie nam o czymś powiedzieć? - powiedział śmiesznie ruszając brwiami.
-Nie...? Przecież mówiłem, że to moja sąsiadka. Ty od razu tylko o jednym. - powiedział Louis przewracając oczami.
-A no tak! Zapomniałem. - powiedział i strzelił facepalm'a.
Wszyscy się roześmialiście, a potem pożegnaliście i każdy poszedł w swoją stronę.
Od tamtej pory częściej spotykałaś się z Louis'em i resztą, zapoznałaś z nimi także swoich znajomych.
Pomimo, że początek Twojej znajomości z Louis em nie był za dobry z czasem zaczęłaś czuć do niego coś więcej, ale nic z tym nie robiłaś. Jednak pewnej nocy wszystko się zmieniło.
Wracaliście do domu, początkowo całą paczką, chłopcy byli kompletnie pijani. W związku z tym, że jesteście sąsiadami, Ty zajęłaś się Louis em. Jako tako był w stanie iść, ale i tak musiałaś mu pomóc. Było to trochę ciężkie, ze względu na Twój strój, a zwłaszcza buty. W pewnym momencie włączyła mu się pijacka gadka.
-A Ty wiesz co [T.I.]? Ja Cię naprawdę lubię, ja Cię naprawdę bardzo lubię. Jesteś moją kochaną sąsiadeczką. - wybełkotał po swojemu, objął Cię za szyję i pocałował w policzek.
-Kochaną? - zapytałaś rozbawiona.
-Tak, kochaną. Kiedy tylko Cię zobaczyłem to mi się spodobałaś, ale nie sądziłem, że skończy się to inaczej. Po tej całej imprezie, nawet nie sądziłem, że będziesz chciała ze mną gadać.
-Biedny pijany Louis, gada głupoty jak potłuczony.
-Niee... Tym razem to nie są głupoty. Poza tym słowa pijanych, to myśli trzeźwych.
-Tak, na pewno. Porozmawiamy o tym jak już dojdziesz do siebie, czyli najprędzej jutro.
-Mam aż tyle czekać?
-Tak. - powiedziałaś i zakończyłaś tą wymianę zdań odprowadzając go do jego mieszkania.
Nie brałaś sobie jego słów do serca. Nawet kiedy jest trzeźwy nie można go zawsze brać na poważnie, a co dopiero, kiedy wypił co nieco. Bez żadnych zmartwień poszłaś wziąć prysznic, ubrałaś się w piżamę i położyłaś spać.
Rano wstałaś bez kaca, bo nie wypiłaś dużo. Byłaś pewna, że pewnie Louis jeszcze śpi, a jeśli nie, to właśnie umiera w męczarniach, bo wczoraj nieźle zaszalał.
Odświeżyłaś się, przebrałaś, wzięłaś dwie butelki wody, leki przeciwbólowe i udałaś się do Tom'a. Otworzył Ci po pierwszym naciśnięciu dzwonka, łapiąc się za głowę. 
-Błagam Cię, nie tak głośno. 
-Kac morderca nie ma serca, co?
-No nie ma, trzeba było tyle nie pić... 
-Za każdym razem tak mówisz, i za każdym razem nic z tego nie wychodzi. 
-Bo jestem młody i chcę trochę zaszaleć.
-Skoro tak, to teraz cierp. 
-Nie, dlaczego? Widzę, że moja cudowna sąsiadka się o mnie troszczy i przyniosła mi wodę i leki przeciwbólowe. 
-Wczoraj kochana, dzisiaj cudowna. Dawno tylu komplementów nie słyszałam. 
-Co? Kochana?
-Wczoraj jak odstawiałam Cię do domu powiedziałeś, że jestem Twoją kochaną sąsiadeczką...
-Wnioskując po Twoim tonie, to jeszcze nie koniec. - powiedział, usiadł na stołku, położył głowę na blacie i nakrył się rękami.
-No cóż... Oprócz tego powiedziałeś, że już na początku Ci się spodobałam, skończyło się to inaczej, nie sądziłeś, że będę chciała z Tobą gadać. Kiedy powiedziałam Ci, że jesteś pijany i gadasz głupoty stwierdziłeś, że słowa pijanych to myśli trzeźwych.
Louis nadal siedział w takiej samej pozycji, po chwili tylko wydał z siebie dziwny jęk.
-Czy Ty się dobrze czujesz? No tak, po co pytam, przecież masz kaca.
-Tym razem to nie to.
-A co?
-Ugh, zepsułem sobie wymówkę na jakby co. Musiało mi się zachcieć gadania od rzeczy. - powiedział, podniósł się i walną ręką w czoło. Po chwili tego pożałował i skrzywił się.
-Co?
-Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
-Nie wiem, nigdy nie zwracałam uwagi na to co mówisz, bo jak byłeś pijany gadałeś głupoty i jak byłeś trzeźwy też.
-To tym razem mówiłem całkiem poważnie. Co masz zamiar zrobić z tą informacją?
-Nie wiem. Jeszcze nie wiem...
-Posłuchaj, ja wiem, że Ty możesz o mnie nic nie czuć i pewnie tak jest, bo nie mieliśmy za dobrego startu, ale jeśli nie mogę liczyć na nic więcej, to chociaż mnie od siebie nie odcinaj. Będę zachowywał się tak jak zawsze, tylko... Żeby było chociaż tak jak kiedyś... Żebyśmy byli chociaż przyjaciółmi, w sumie to w tej sytuacji to jest to aż...
-Ok, nie tłumacz się, nie masz z czego, to... Normalne...
-Normalne? Każdy Twój przyjaciel się w Tobie zakochuje?
-Nie o to mi chodziło.
-To o co?
-O to, że normalne jest to, że czujesz. Jak każdy normalny człowiek zakochujesz się, a czasem masz złamane serce...
-Ok, załapałem, nie mam na co liczyć.
-Możesz się w końcu zamknąć do cholery i dać mi dokończyć któreś zdanie do końca!?
-Ok, ok, Tylko nie krzycz. - powiedział i podniósł ręce na znak, że się poddaje.
-Wracając, chciałam powiedzieć, że jak każdy normalny człowiek się zakochujesz, czasem dostajesz kosza, ale... Tym razem tak nie jest.
-Co? Serio? - ożywił się nagle.
-Tak, serio. Nie sądziłam, że ktoś kto na początku tak mnie wkurwił, może okazać się taki...
-Czarujący? Zabawny? Romantyczny? Szarmancki? Tak przystojny i wspaniały, że nie dało mi się oprzeć?
-Nie wierzę, że to mówię, ale po części tak.
-Tylko po części? - zapytał zawiedziony.
-Tak, ta pozostała część jest czasami irytująca, ale w miłości ponoć widzi się same zalety, więc...
-Ta odpowiedź bardzo mnie zadowala. - odwrócił się do Ciebie i patrzył prosto w oczy. Pomimo, że nie są one niebieskie to utonęłaś w nich. Chyba starał się "szarmancko" zejść ze stołka, ale że wciąż działała na niego jakaś część procentów spożytych wczoraj, to nie udało mu się to i potknął się i wywalił. Zaczęłaś się śmiać i podbiegłaś do niego.
-Nie no, ja to potrafię nawet najbardziej romantyczną chwilę zepsuć. - powiedział i sam wybuchnął śmiechem.
-Nie... To było słodkie... Dasz radę wstać?
-Pewnie. - chciałaś mu pomóc, więc podałaś mu rękę, ale on zamiast skorzystać z pomocy, przyciągnął Cię do siebie i po chwili leżałaś na nim.
-No, ale chociaż to mi się udało. - powiedział Louis z łobuzerskim uśmieszkiem.
Kolejny raz popatrzyliście się sobie w oczy, tym razem kończąc pocałunkiem.
Właśnie w taki sposób zostaliście szczęśliwą, choć trochę zwariowaną parą ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz